Statystyki nie kłamią, coraz mniej Polaków w pełni uczestniczy w niedzielnej Eucharystii. Jest kilka niedziel w roku, w czasie których wierni są „inwigilowani” – zlicza się ich. Wiem coś o tym, jako ministrant z dwunastoletnim (o Matko, to już tyle?) stażem. Sam – po wielokroć – miałem za zadanie pomóc w prowadzeniu kościelnego zestawienia. Liczyłem.
Po co to mówię? Otóż zbliża się koniec roku liturgicznego, Niedziela Chrystusa, Króla Wszechświata – nadchodzi wielkimi krokami. Każdy koniec oznacza (prędzej czy później) nowy początek. Jest jedno pytanie: Czy na pewno – lepszy?
Liczby zatrważają, zresztą – nie trzeba rubryczek w roczniku statystycznym. To widać. Kiedyś, gdy jeszcze aspirowałem do służby przy Ołtarzu Pańskim – ludzie zdawali się „wylewać” z kościoła. Teraz – nawet na sumie – niewiele osób decyduje się stać, wszystkie miejsca siedzące są zajęte, ba, spotkać można wolne ławki, puste krzesła…
Czemu? Czemu tak się dzieje? Smutno mi, jako wyznawcy Pana Jezusa, gdy Cud, jakim jest Jego przyjście na Ołtarz, widzi i kontempluje tak mało osób… Ile razy serce mocniej zabiło, gdy na Podniesienie pomyślałem: TO JUŻ! ON JEST! Ilekroć uśmiech rozświetlał mą twarz, gdy byłem wpatrzony w Kielich Zbawienia…
Chyba wiem, czemu papież Benedykt XVI ogłosił Rok Wiary. Za mało jej w nas. Tak, w nas – ja nie jestem żadnym wzorem… Gdyby każdy katolik rzeczywiście wierzył w to, co powiedział sam Chrystus, co Tradycja głosi – również Msze w ciągu tygodnia byłyby oblegane. A tak nie jest… Zdajemy się nie rozumieć, o co w Eucharystii chodzi…
Msza Święta – to wydarzenie. To nie jest pamiątka, suche przywołanie tego, co działo się – bagatela – dwa tysiące lat temu. To ma inną wymowę! Wydarzenie oznacza, że tamten moment dzieje się jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz! Tak, dzieje się, właśnie tu i właśnie teraz! To jest ponad czasem, ta Ofiara… Msza nie jest wspomnieniem Wieczerzy Paschalnej. Jest jej uobecnieniem. Mało tego, na sposób bezkrwawy dokonuje się krwawa Ofiara Jezusa! Oczywiście, nie działa to na zasadzie – przywołujemy martwego Chrystusa, umęczonego, ukrzyżowanego… ON ŻYJE! Trzy wydarzenia – Ostatnia Wieczerza, Męka i Śmierć, na końcu – Zmartwychwstanie – wszystko w jednym, unoszonym przez kapłana, kawałku Chleba. Przepraszam, już nie chleba. To triumfujący On.
Sama ta świadomość, że „oto przyszedł Król” – wywołuje i radość, i niepokój. Czy jestem godzien? Wtedy przypomina się Zacheusz – celnik, do którego Jezus poszedł pośród szemrania… i setnik, który nie czuł się godzien przyjąć Go pod dach swój – a mimo to Jezus uczynił wszystko, wedle jego prośby. I wtedy nie ma lęku. Nie boję się zjednoczyć się z Jezusem. Wszak Komunia (od słowa communio) – to jedność.
Zauważamy teraz w Liturgii Słowa bardzo duży nacisk na paruzję. Wizje apokaliptyczne wiodą prym w czytaniach mszalnych. Czemu? Bo wszystko ma swój koniec. Bo przyjdzie ponownie. Ale On JUŻ przychodzi ponownie! Dzień za dniem, a my tego nie zauważamy! Jak więc rozpoznamy, gdy „to” już dziać się zacznie?
Msza – Cud. Nie ulega to wątpliwości. Jeśli choć troszkę wierzysz w to, co się tam „wyprawia” – wyjdziesz ze Mszy, wierząc po wielokroć bardziej! Tak działa Jezus. On uzdrawia i oczyszcza.
Namówcie swoich bliskich na wspólną Eucharystię – Jezus naprawdę zasługuje na to, byście Go odwiedzili – i by On odwiedził Was!