Kilka dni temu jedna z gazet regionu łódzkiego opublikowała artykuł na temat choinki, którą ustawiono na placu przed hipermarketem. Lektura tej, skądinąd krótkiej, notatki skłoniła mnie do refleksji nad, co tu dużo mówić, komercjalizacją świąt.
Polska po transformacji ustrojowej w roku 1989 uzyskała nie tylko suwerenność i możliwość rozwoju gospodarczego, ale także szeroki dostęp do informacji na temat panujących na zachodzie trendów, które stopniowo przeszczepiano na ojczysty grunt. Proces ten, jak większość zjawisk socjologicznych, ma lepsze i gorsze strony – wszak tak właśnie dotarł do naszego kraju choćby Internet, bez którego większość ludzi nie wyobraża sobie obecnie życia lub uważa, że byłoby ono o wiele trudniejsze.
Dziś jednak chciałabym skupić się na tym, co, w mojej opinii, jest tendencją tyleż dziwną, co niebezpieczną. Otóż, coraz częściej obserwuje się sprowadzanie uroczystości o charakterze, wydawałoby się, czysto religijnym do sfery na wskroś cielesnej. Mam tu na myśli wykorzystanie symboliki bożonarodzeniowej do celów czysto marketingowych. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nie ma w tym nic niestosownego, wszyscy lubimy kolędy, mrugające, kolorowe światełka na choince, całą tę świąteczną atmosferę. Oczywiście, będzie miał rację, warto jednak postawić sobie dziecinne pytanie „dlaczego?” Z bardzo prostego powodu – kojarzą się one z jednym z najpiękniejszych okresów w roku, równocześnie przywołując na myśl ciepło domu rodzinnego, poczucie bezpieczeństwa, słowem stan zaspokojenia potrzeb wyższego rzędu. I niby nadal wszystko w porządku, takie skojarzenia są normalne, nawet pożądane. Problem zaczyna się, jeśli ktoś, a z taką sytuacją mamy w tym przypadku do czynienia, zaczyna naturalne ciągi asocjacyjne wykorzystywać przeciwko nam. Okazuje się bowiem, że marketing sprowadza szeroko pojęte potrzeby duchowe do sfery czysto materialnej , napędzając w ten sposób machinę handlową. To niedopuszczalna manipulacja. Nie wolno w ten sposób postępować.
Jest jeszcze jedna, ściśle związana z tym kwestia, a mianowicie pozbawianie Świąt Bożego Narodzenia wymiaru duchowego.
Postępująca komercjalizacja powoduje, że stopniowo okres Bożego Narodzenia schodzi ze sfery sacrum do profanum – widać to choćby w nazewnictwie. Coraz częściej słyszy się przecież: ” Gwiazdka”, a nie „Święta Bożego Narodzenia”, coraz więcej osób w tym okresie skupia się wyłącznie na aspekcie czysto fizycznych przygotowań, zapominając o duchowości, o tym, co przecież jest w Świętach najważniejsze.
Mówię zdecydowane NIE komercji, pozbawiającej mnie możliwości przeżycia Świąt tak, jak bym tego chciała i w czasie ku temu przeznaczonym!
Najbardziej mnie śmieszy, kiedy zadeklarowani ateiści świętują narodzenie Jezusa Chrystusa…
Oni chyba nie wiedzą, co świętują.
to jest to, o czym mówiłam – komercjalizacja wszystkiego