Czas na swoiste usprawiedliwienie lekarskie.
To – wszakże – pierwszy przestój od momentu wznowienia strony: „na dobre, na trwałe, (na zawsze?)”. Nie byłoby tej pauzy, gdyby nie jakieś paskudztwo, które raczyło się do mnie przyczepić – niczym rzep do psiego ogona. Ostatnią rzeczą, o której byłem w stanie pomyśleć w ciągu ostatnich czterech dni, było wzniesienie Namiotu spotkania po raz wtóry.
Dziś jest już na tyle dobrze, że powoli zapominam nawet o posiadaniu chusteczek w razie przysłowiowego „wu”. Dlatego też ogłaszam: nie umarłem, nie zamykam działalności, nie zwijam manatek.
Dobrze, że jesteś.