Przemyślenia Liturgicznego Nazisty, cz. 1.

Nie wierzę.

Autor: peasap / www.flickr.com

Autor: peasap / www.flickr.com

Nie zrozumcie mnie źle, spokojnie, Pana Boga nie wyrugowałem. Nadwątlona została moja wiara w rodzaj ludzki. Zastanawia mnie, intryguje i zadziwia powierzchowność myśli i pozbawione jakiejkolwiek refleksji rozumowanie. Tak, ludzie – pseudokatolicy. Proszę wybaczyć dość dosadny początek. Poprawy w dalszej części tekstu nie oczekujcie.

Dziś dotknę tematu bliskiego każdej rodzinie. Co oznacza pojęcie „planowanie dzieci”? Moim skromnym zdaniem jest to zespół czynników, które w swoim zamierzeniu mają przygotować rodzinę – tak, RODZINĘ – na przyjście na świat małego brzdąca. Od samego początku mamy więc zamysł i odpowiednio przedsięwzięte, logicznie upakowane w chronologię, zdarzenia.

  1. Związek małżeński. Tylko on jest właściwą i jedyną przestrzenią rozwoju intra- i interpersonalnego dla pary. Związek małżeński jest płodny. I nie chodzi tu tylko o płciowość! Płodność relacji kobieta-mężczyzna polega nie tyle na wydawaniu potomstwa, co na wzajemnym obdarowywaniu siebie – w doli i niedoli, w niebezpieczeństwie i jednostajności nudnej codzienności. Jednym słowem, płodność małżeńska – to MIŁOŚĆ. Tylko, że do miłości trzeba dorosnąć. Miłość jest świadomym wyborem drugiej osoby, z pełną akceptacją holistycznego i niczym nie przesłoniętego obrazu jej indywidualnych uwarunkowań. Nie wiem, czy wiecie, ale zapewne 95% z Was, będących w tzw. związkach (mnie to również dotyczy, mimo że nie związałem się jeszcze z nikim), nie jest gotowych nawet na myślenie o małżeństwie. W czasie przysięgi małżeńskiej ślubujecie MIŁOŚĆ, a zatem – kontynuując wątek z poprzednich zdań – niejako potwierdzacie, że znacie się na przestrzał i jesteście wobec siebie NADZY. Jeśli istnieje choćby jedna tajemnica w relacji – nie nadajecie się, by przed Bogiem pieczętować gotowość do bycia przed sobą NAGIMI do końca!
  2. Środki materialne. Nigdy nie będzie – z Waszego punktu widzenia – optymalnej sytuacji finansowej. Zawsze będzie czegoś brakować. To nie jest wyrzut, skierowany w stronę perfekcjonistów. To rzeczywistość. Kościół naucza, że decydując się na dziecko, winniśmy być w stanie zapewnić mu godne wzrastanie. Słowo „godne” jest kluczowe, gdyż nie deprecjonuje ludzi ubogich ani nie faworyzuje bogatych. Nie oznacza to jednak, że nie będzie zachowaniem na wskroś nieodpowiedzialnym decyzja na dziecko w wyjątkowo niesprzyjających warunkach. Przykład: on nie zarabia, ona też, oboje się uczą (może nawet jeszcze w liceum) – liczą na pomoc rodziców. A ja myślałem, że dziecko jest owocem miłości dwojga dorosłych (samodzielnych) osób.

A propos owocu miłości. Czasem mówi się: „To był przypadek!”. No jasne, dziewczyna tak nieszczęśliwie się potknęła, że – spadając (całkowicie nieoczekiwanie) na pościelone łóżko – straciła w locie wszystkie ubrania, została obcałowana (rozpalona erotycznie do granic) i nadziała się na sterczącego penisa tak, że akurat wbił jej się w pochwę i uwolnił dość pokaźną liczbę męskich komórek rozrodczych. Ciekawe. Naprawdę, fascynujące. Ta przypadkowość… To tak, jakby człowiek powstał z deszczu, padającego na kamień.

Gdzie to ja byłem? A, no tak. Środki materialne. Dorosłość to umiejętność radzenia sobie z popędami – szczególnie, gdy mogą one w diametralny sposób zmienić dotychczasową idyllę. Dorosłość – to odpowiedzialność. Czy odpowiedzialnym jest zrzucanie obciążenia finansowego na najbliższych? Czy odpowiedzialnym jest zaniedbywanie dziecka, bo jeszcze nie osiągnęliśmy akceptowalnego stopnia rozwoju osobistego? Odpowiem Wam, jeśli jeszcze się wahacie. NIE. Nikt nie powinien być na tyle głupi, by budować dom od dachu.

Podjęcie aktywności płciowej oznacza, że do wiadomości przyjmujemy wszelkie jej konsekwencje. Ciąża, dziecko – to naturalne następstwa. A obserwujemy wielkie ludzkie „tragedie” i szok, prześmieszne niedowierzanie: „Ona nie zaszła w ciążę specjalnie”; „Jak to się mogło stać?”… Odkąd potrafimy przekazywać wiedzę, wiadomo że współżycie pociąga za sobą ciążę… Proste jak konstrukcja cepa. Choć, jak widzę te tęgie głowy, to obawiam się, że nawet cep będzie dla nich wynalazkiem wyprzedzającym epokę.

Obecnie dziecko, poczynane w wieku nastoletnim, to nie jest normalne zjawisko, szczególnie gdy przebywamy w krajach rozwiniętych. Riposta? „Ciąża to nie choroba!” A czy ja wspominałem coś o chorobie?

  1. Przestrzeń wzrostu duchowego. Dziecko – oprócz zabawek, pieniędzy, nowego Xboxa, Nintendo Wii, iPhone’a, iPada, najnowszego komputera, napędzanego Intel Core i7 5960X – potrzebuje miłości obojga rodziców, ich doświadczenia wiary… Czy miłość jest pewna, jeśli nie ma małżeństwa? Śmiem wątpić. Miłość usuwa lęk (który to często stoi na przeszkodzie do zawarcia sakramentalnego małżeństwa)… Małżeństwo cementuje ludzi, czyni ich bardziej odpowiedzialnymi – o ile w ogóle rozumieją, czym ten sakrament jest. Jeśli nie rozumieją… to tym bardziej nie powinni porywać się na powoływanie do życia dziecka. „Ale księża skasują forsę za ślub, dlatego młodzi nie biorą ślubu kościelnego”. Łaska Boża jest darmowa, a ofiara – fakultatywna. A teraz mniej wygodne fakty. Niektóre parafie mają – bardzo zwyczajowo utarte – „cenniki”. Praktyka ta jest naganna, ale myślę że te 500 (nawet 1000) zł raz w życiu można wyłożyć, tym bardziej, że wesele (impreza świecka) oscyluje ze swym budżetem wokół kwoty, liczonej w dziesiątkach tysięcy. Ale i tak to „te klechy” będą złe, bo nie chcą udzielić ślubu bez ofiary. Otóż, po pierwsze – udzielą. Po drugie – nie udzielą. Zaskoczeni? Jeśli tak, to wykazaliście się niewiedzą na poziomie znajomości Konstytucji przez naszego – jeszcze urzędującego – Pana Prezydenta. To narzeczeni udzielają sobie nawzajem sakramentu małżeństwa, kapłan (prezbiter lub biskup) jest „jedynie” świadkiem urzędowym Kościoła. To dlatego również diakon może błogosławić małżeństwa. Musi być obecny przedstawiciel duchowieństwa. Dalej, „Kapłan nie ochrzcił dziecka parze niesakramentalnej! To jakiś dziwak!” Zasmucę. Dziwakami są ci, którzy myślą, że Kościół będzie biernie się przyglądał, jak łaska Boża, płynąca z sakramentów, jest marnowana przez mających świętości w poważaniu ludzi. Sakrament to nie towar, Kościół nic nie musi. To Wy musicie spełniać wymagania, by przystąpić do źródła łaski. To jak ze studiami. Nie nauczysz się, to nie zdasz. Nie respektujesz nauczania Kościoła – sam się z niego wykluczasz. I nie dziw się, że ksiądz Ci odmawia „usługi”. Wie, co robi. I dobrze robi odmawiając. „Ale co tu jest winne dziecko, to przecież owoc miłości!” Dziwne, przed momentem ktoś usilnie twierdził, że to przypadek był. A na serio – kapłan bierze odpowiedzialność w życiu wiecznym za to, że był szafarzem Bożych sakramentów. Rodzice też biorą odpowiedzialność za rozwój swojego dziecka. Podczas przysięgi małżeńskiej przyrzekają, że wychowają w wierze dzieci, którymi Pan raczy ich obdarzyć. Tego przyrzeczenia – naturalnie – nie ma a priori, gdy para niesakramentalna przynosi dziecko do chrztu. Zrozumiałe jest więc, że kapłani chcą zachowania ODPOWIEDNIEJ CHRONOLOGII.

Wkurza Cię to? Spoko. Możesz w każdej chwili opuścić wspólnotę. A nie, przepraszam. Już jesteś od niej daleko. Bo jeśli masz swoje zdanie na temat sakramentów, moralności i etyki Kościoła i nie są Ci one do szczęścia potrzebne  – to rozumiem. Jednak nie myśl, że ominą Cię konsekwencje w wieczności.

Podsumowując. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Najpierw dorosłość i dojrzała relacja, oparta na miłości; potem małżeństwo, ustabilizowanie sytuacji materialnej… itd. itp. I NA SAM KONIEC – dziecko.

A potem? Chrzest i życie na maxa – z pełnią Łaski. Na pełnej petardzie.

Liturgiczny Nazista

Otagowano , , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

2 odpowiedzi na „Przemyślenia Liturgicznego Nazisty, cz. 1.

  1. Miłośnik Miłosierdzia komentarz:

    Niech żyje Jezus Chrystus i Maryja!
    Dziękuję za Twoje ciekawe spostrzeżenia dotyczące wiary i problemów, jakie pojawiają się w koło nas, w naszych parafiach, w naszych wspólnotach i z jakimi problemami musimy się mierzyć, również w przypadku młodzieży czy ślubów i udzielania innych sakramentów. To oburza, to denerwuje, to wywołuje gniew, że tak można traktować świętości, Sakramenty, że tak można traktować to, co nam sam Bóg dał w Kościele.
    Gdy nawet gniewamy się na innych i mamy do tego poniekąd powody, myślę, że trzeba nam jednak miłości i tą miłością się dzielić. Ludzie, którzy przychodzą do kościoła, bo tak trzeba, w większości przypadków to ludzie, którym nie powiedziano o tym, że Bóg żyje. Oni żyją w tym przeświadczeniu, że to taki rodzaj mitologii, o której za kilkaset lat będą się uczyć dzieci w szkołach, jak my dzisiaj o mitologii Greków czy Rzymian. I Cyceron, i Poncjusz Piłat i wszyscy inni poganie, po prostu czcili coś, bo taka była tradycja przodków. Czcili martwe bóstwa, ich kult był martwy, i sami przez to byli martwi duchowo. Tak żyje większość ludzi dzisiaj, w większości bez własnej winy. A gdy przychodzi Jezus, zstępuje z Nieba, wszystko się trzęsie, choć jeszcze tego nie widać. Ustępują ciemności, pierzcha szatan i wszystko się rozjaśnia. Światło pada na takiego człowieka, który nie wie, co robić, Jezus staje na jego drodze i mówi mu: „Idź za mną! Oto żyję, Ty żyj ze Mną! Znam wszystkie Twoje drogi, wszystkie ścieżki i trudności! Jestem cieślą, synem cieśli! Pytaj, a odpowiem Ci, proś, a dam Ci. Dziel się tym, co otrzymasz i wracaj do Mnie, jak tylko możesz!”.
    Z takim żarem, z taką miłością mamy rozpalać serca innych, byśmy nie my tam stanęli i to mówili do ludzi, lecz sam Chrystus. By oni wszyscy doświadczyli tej miłości, nie jakiegoś pitu-pitu, motylków w brzuchu, ale miłości prawdziwej, we wspólnocie, nawet gdy inni ich nie akceptują. A poglądy, a słuszność i prawda przyjdą. Gdy człowiek się otwiera, na początku nie rozumie, co jest mu przedstawiane, musi dojrzeć. Jabłko, które rośnie na drzewie, z początku jest tylko małe i zielone, nie chce spadać na ziemię. Ono dojrzewa z dnia na dzień w Słońcu Sprawiedliwości i Miłości! I po jakimś czasie ono samo spada, rozpada się, rozrasta się w ziemi żyznej i samo staje się jabłonią. Tak ma być z nami! Tego i Tobie również życzę! Ognia miłości, żaru głoszenia z cierpliwością, wykorzystywania wiedzy w roztropny sposób i błogosławieństwa Bożego! Albowiem nie kłótnią i sporem, lecz miłością i słowem zwycięża się zniechęconych. Tylko ogień roztapia lody, topi najtwardsze skały, że aż płoną!
    Światła Ducha Świętego!

  2. Jakub Modrzejewski komentarz:

    Dziękuję za te przemyślenia, niezwykle celne i wartościowe.
    Będę podkreślał na każdym kroku, że ten artykuł powstał w przypływie chwili i wyraził wszystko, co miał wyrazić, również złość.
    Nie chcę się bronić, ale wydaje mi się, że również taki sposób przekazywania treści (dosadny, czasem wręcz kolokwialny) jest dopuszczalny. Sam Jezus przecież wszedł do świątyni i zrobił niezłe zamieszanie, wywracając stoły i przeganiając bankierów. Dalej, uważam że obecnie za dużo jest w nas ugodowości – sprawia to, że nie jesteśmy traktowani poważnie. Nie burzymy się, nie upominamy – to gasi w nas Ducha…
    I na sam koniec – cykl z „Liturgicznym Nazistą” ma mieć właśnie taki wydźwięk… Zero ugody, zero owijania w bawełnę, zero cukierkowatej uprzejmości. To „kawa na ławę”, opatrzona niewybrednym komentarzem. Kontrowersyjne i edukacyjne zarazem.
    Z Bogiem!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *