Nadszedł ten szczególny, długo wyczekiwany przez tych najmniejszych dzień – Mikołajki. Dzieci od samego rana szukają prezentów, zostawionych w pobliżu ich łóżek.
Historia głosi, że Mikołaj zostawia upominki w domach, dostając się do nich przez komin. Wspomina ona również o tym, aby zostawić „starszemu panu z brodą” ciastka i mleko przy kominku bądź oknie. Wspomnianego wyżej Mikołaja przedstawia się jako masywnie zbudowanego pana z długą, siwą brodą, ubranego w czerwony kombinezon. Czy tak jest w istocie? Czemu ma to służyć? Pytania, które trzeba zadać i nie można ich zostawić bez odpowiedzi.
Jeśli weźmiemy pod rozważanie pierwsze pytanie – chyba nie trzeba nic mówić. Ja powiem. Św. Mikołaj został bardzo zmieniony wizerunkowo i już nie przypomina postaci historycznej. Sanie, renifery niosące Mikołaja po niebie to wytwór zachodniej wyobraźni. To samo tyczy się rozwiezienia prazentów po całym świecie. Aha, no tak, elfy i śnieżynki. Również bujda.
Skupię się teraz na drugim pytaniu. Przedstawienie Mikołaja jako grubego jegomościa, ubranego w strój krasnala z ogródka, ma częściowo swoje odzwierciedlenie z prawdą. Owszem, ten święty Mikołaj, którego mam na myśli – miał czerwoną szatę. Ale on był biskupem! Nie rozdawał darów wszystkim, lecz tym, którzy ich potrzebowali. Idea więc dnia szczególnej troski o potrzebujących – została zatracona. Widzi się wszędzie panów, poprzebieranych w czerwone stroje. Tylu krasnali! Co za ściema! Tłumaczcie dzieciom, dlaczego Mikołaje można spotkać na każdym rogu i mają sztuczne brody. Ja mam w kogo wierzyć i nie jest to taki Mikołaj. Sprawa dla mnie jest prosta i oczywista, realnym – jest święty katolicki, biskup.
Wielość przebierańców wskazuje na istną komercjalizację święta! Przy okazji zapraszam do spędzenia chwili czasu przy wpisie naszej redakcyjnej koleżanki – traktuje on właśnie o tym zjawisku.
Nie pytajcie mnie, co chcę dostać od Mikołaja. Krasnale nie istnieją. A święty – może wiele – przyczyni się tylko za tym, co zgodne z wolą Bożą.