Wielki Post to czas, w którym każdy z nas odmawia sobie pewnych przyjemności, wprowadza ograniczenia. Jedni rezygnują z picia alkoholu, inni z papierosów, jeszcze inni z nadużywania komputera czy telewizora. Pochwala się takie zachowanie, ponieważ – tak czy inaczej – wyjdzie nam ono na zdrowie. Nurtuje mnie jednak jedna sprawa. Czy tak musi być tylko w Wielkim Poście? Czy te ograniczenia muszą być tylko „od święta”? Myślę, że warto się nad tym pochylić i zastanowić, czy ja mogę zrezygnować z czegoś nie na tydzień, dwa czy pięć, ale czy mogę pożegnać się z tym na dłużej.
Nie ma się co oszukiwać – prawda jest częstokroć bolesna. Podczas Wielkiego Postu wprowadzamy rygor i chcemy wytrwać te 40 dni w swoim postanowieniu. Tak, udało się! Ale co potem? Gdy nie obowiązuje już Post, kłódka się otwiera i to, czego sobie odmówiliśmy, nagle pojawia się ze zdwojoną siłą! Czy wysiłki – w takim układzie – mają sens? Moim skromnym zdaniem, nie.
W środowisku biegowym, którego mam przyjemność być częścią, krąży – według mnie – ciekawe powiedzenie: „Chcesz biegać? Przebiegnij kilometr. Chcesz zmienić swoje życie? Przebiegnij maraton”. Jakże proste i wymowne słowa. Tak jest dokładnie z wielkopostnymi postanowieniami wielu z nas – „chce biegać”. Warto jednak podjąć wyzwanie i wytrwać z postanowieniem dłużej i „przebiec maraton”.
Święty Augustyn wypowiedział piękne słowa, które są moją życiową dewizą: „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. Chcesz stać się takim zwycięzcą? Rusz ze swoim postanowieniem w życie! Nie na 40 dni, nie na chwilę! Trwaj w nim a na pewno zostanie Ci to kiedyś wynagrodzone.
Niech tak się stanie! Amen!