Od kilku dni, w Internecie aż huczy od informacji o jednej z uczennic gorzowskiego liceum. Nazwała premiera „zdrajcą Polski”. Czy słusznie?
Wystarczyło jedno spotkanie, na które to premier został zaproszony przez uczniów liceum. Według wielu uczniów, spotkanie przebiegało bardzo ciekawie, pan premier miał odpowiedzi na każde zadane pytanie. Jednak to relacja Marii najbardziej przykuła uwagę mediów. Ona nazwała to spotkanie sztucznym. Dlaczego? Premier miał odpowiedzi na wszystkie pytania, udawał, że się zastanawia – jednak nie było elementu zaskoczenia, co raczej powinno się zdarzyć przy okazji tego typu eventu. Dla mnie jest to bardzo dziwne i niewytłumaczalne, przecież w trakcie na pewno narodziło się wiele ciekawych pytań. Ale pan premier nie lubi niewygodnych pytań! Myślę, że gdyby jednak zdecydował się na jakieś odpowiedzieć, odpowiadałby wymijająco, odbiegając od tematu.
Uczennica, pytana przez dziennikarzy czy podtrzymuje swoje zdanie, odpowiedziała: TAK. Przytoczyła następujący argument: „w 1987 roku na łamach „Znaku” wypowiedział się na temat Polski, że polskość to nienormalność oraz wyśmiewał polską kulturę, polską tradycję, polskich patriotów, którzy walczyli kiedyś. Nie rozumiem tego, jak on mógł zostać premierem”.
Co cieszy, to fakt, iż młodzi ludzie pamiętają takie wypowiedzi i są prawdziwymi patriotami – na co dzień, a nie tylko przy okazji świąt państwowych!
Nie sposób nie zgodzić się z Marią i jej argumentem. Jak taki ktoś może być reprezentantem kraju skoro dla niego (choćby kilkadziesiąt lat temu to wypowiedział) polskość to nienormalność?! Na usta ciśnie się więc pytanie: Panie premierze, jak to jest być premierem nienormalnych ludzi?
Dzięki mediom, cała ta sprawa odbiła się szerokim echem. Momentalnie, zwyczajna uczennica zdobyła wielu zwolenników. Nie ukrywajmy, że zdania na temat naszego rządu wśród społeczeństwa są raczej nieprzychylne. Trzeba jednak pamiętać, że kij ma dwa końce. Z jednej strony, dziewczyna świadomie wykorzystała konstytucyjną wolność słowa i przedstawiła swoje zdanie na łamach mediów. Jednak druga strona medalu nie jest już taka kolorowa. Wolność słowa – wolnością, ale jednak jest to obraza osoby publicznej i różnie się to może skończyć. W najgorszym wypadku będzie to wyrok.
Ciekawe jest też to, że dziewczyna została „zaatakowana” przez radną PO na Twitterze – cyt. „Osobiście dałabym za to w pysk, aż by się nogami nakryła”.
Mocne słowa, ale co się radnej dziwić, wszak atak poszedł w kierunku szefa partii – więc trzeba go bronić! Jednak ze swej strony, uważam, iż atak pani Elżbiety I. jest nie na miejscu. Niektórzy sądzą, że wpis taki już można traktować jako groźby karalne. Ja wiem jedno – w ten sposób pokazała, że nie pozostaje jej nic innego, jak tylko użyć przemocy. Argumenty – najwidoczniej – jej się skończyły.
Oby tylko wszystko skończyło się dla Marysi dobrze.
wiesz, jeden dobry pomysł, jedno dobre zachowanie,
ale moim zdaniem lepiej dla niej byłoby wyciszyć już ten medialny szum, bo nie prowadzi do niczego dobrego.
Jej kolejne wypowiedzi ukazują ją niekoniecznie w dobrym świetle… doczytajcie sami:
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/460589,licealistka-nazwala-tuska-zdrajca-teraz-pisze-o-zydach-i-homoseksualistach.html?utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
Jednym zdaniem – jak to teraz się zwykło mówić – zmiażdżyła gostka. W tzw „środowisku” rozległ się bolesny skowyt, po czym przystąpiły pieski podwórkowe do głośnego ujadania. Wszystkie te jej niby złe wypowiedzi są w mojej opinii przeinaczane a potem nadymane. Myślę, że Maria da radę 😉
Miejmy nadzieję, że da radę. A z przeinaczaniem to fakt, piszą to co muszą, nie to co uważają