Dokładnie tyle czasu mamy tygodniowo – niezależnie od profesji, stylu życia, ilości snu, poziomu zmęczenia. Niektórzy w godzinie widzą złotówki, wszak czas można pieniądzem liczyć; inni postrzegają upływające minuty pod znakiem marnowanych szans; zdarzają się i tacy, którzy bezrefleksyjnie przepuszczają – jeden, jedyny raz podarowane – chwile. Proponuję dziś moment zatrzymania w pędzie, inwestycję kilku minut, by rozpocząć ciężką pracę nad codziennym odzyskiwaniem czasu.
W momencie, gdy piszę te kilka słów – moje dzieci wesoło bawią się, udając bohaterów ulubionych bajek. Chwilowo zapomniałem o pracy, rozrywce: fejsiku i tłitach, gorączkowym sprawdzaniu e-maili. Nasłuchując, czy przypadkiem nie robi się „za cicho”, notuję myśl za myślą. Postanowiłem, że tym razem policzę się z własnym sumieniem. Ty też masz wybór, cieszę się więc, że kilka(naście) następnych minut spędzimy razem. Czytanie tego artykułu zajmie Ci, być może, 5-6 minut, co stanowi maksymalnie 10% godziny lub – odnosząc się do tytułu – 0,0595% tygodnia. Chyba to niedużo?
Ile razy marudzę, użalając się nad niedostatkiem czasu? Często. Niech spojrzę na tytuł… Mam zawsze 168 godzin na tydzień – czy mogę narzekać? Mam jedną głowę, nos, usta, dwoje oczu, uszu, cztery kończyny, dwadzieścia palców… i sto sześćdziesiąt osiem godzin, by wszystko to mądrze wykorzystać. Oho, coś się dzieje, jest za cicho!
„Wyjmij to z buzi!” – i mogę wracać do pisania.
Życie to – ograniczona czasowo – okazja, niepowtarzalna promocja. Możemy – w czasie oznaczonej, choć trudnej do oszacowania ilości godzin – podjąć wspaniałe, ale i złe decyzje. Mamy sposobność wynieść swe człowieczeństwo na wyżyny, ale też – na własne życzenie (choć trudno nam to przyznać przed samym sobą) zeszmacić obraz i podobieństwo Boga w sobie.
Obserwując własne życie – dochodzę do wniosku, że wcale nie mam za mało czasu. Mam go w sam raz… albo nawet za dużo, bo przecież oszczędność w niedostatku się rodzi. Czemu marnuję czas? Czemu nie umiem wycisnąć z życia 100%? Wszelkie zaburzenia w organizacji czasu mają – według mnie – dość jasne podłoże: świadczą o zgubieniu naszej życiowej Gwiazdy Polarnej – na którą będziemy spoglądać podczas nawigowania statkiem naszych decyzji.
Podstawowy wybór, jaki mamy – to określenie priorytetu, drabiny potrzeb. Jest to niezwykle ważne – bo każda budowla ma fundament. Jest to też podstawa do prowadzenia rachunku sumienia.
Jeśli twierdzę, że moimi: priorytetem, podstawą, fundamentem i regułą życia – jest życie w Bogu i z Bogiem, to niech odpowiem samemu sobie: Ile godzin poświęciłem (i poświęcam) na to, by była to prawda? Czy w każdej sekundzie pamiętam, że świadczę o Nim? Ile razy zapomniałem o moim podstawowym założeniu?
Może właśnie przez zapomnienie o Panu – nie pamiętam o kwiatach dla żony (męża), drobnym upominku dla dzieci, teścia, teściowej, mamy, ojca? Być może opuszczenie Bożej codzienności powoduje u mnie prokrastynację, poczucie niespełnienia? Może przez potrzebę poświęcenia czemuś czasu lubuję się w przesiadywaniu bezsensownie na nic nie wnoszących witrynach internetowych, by później przeklinać ten wybór? A praca? Czemu na początku radowała, teraz nawet jej efekt – pensja – jest dla mnie mało atrakcyjny? Czy nie przestałem robić wszystkiego na chwałę Pana?
Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie.
1 Kor 10,31
Jeśli twierdzę, że wierzę w Boga, to czy nie zaniedbuję z Nim relacji? Godzinna Msza św. w niedzielę to tylko 0,595% tygodnia, który w całości należy do Pana. Jeśli nauczymy się modlitwą rozpoczynać każdą czynność, to będzie poświęcona Panu, aż osiągniemy 100% w królestwie niebieskim!
Oczywiście, nie chcę sprowadzać wiary do liczb, do złudnego przekonania, że relacja z Bogiem to handel wymienny polegający na wymianie kuponów z „porannymi i wieczornymi paciorkami” na wieczne zbawienie; ale czasem tylko liczby uświadomią to, co – w życiu bez matematyki – jest dla nas zakryte.
Chyba właśnie dlatego rachunek sumienia jest… rachunkiem.
Z tą myślą Was – i siebie zostawiam. Trwajcie z Bogiem!