Jeśli zdziwieni jesteście starszymi kobietami, szybszymi od Usaina Bolta w środkach komunikacji miejskiej, goniącymi do wolnego miejsca prędzej niż wahadłowiec na orbicie okołoziemskiej, to artykuł jest dla Was. Wczoraj też byłem zbity z tropu, na mojej twarzy rysowało się wręcz zażenowanie, w sercu zaś brzmiało nieustanne pytanie „jak to może być?”.
Wraz z moją ukochaną żoną odbywam cykl dziewięciu pierwszych piątków miesiąca, jest to praktyka nieodłącznie związana z komunikowaniem, czyli przyjęciem Ciała lub Krwi Chrystusa przez kolejne dziewięć pierwszych piątków miesiąca. Intencją przyjęcia Komunii jest zadośćuczynienie Najświętszemu Sercu Pana Jezusa za grzechy naszych braci – wątłych w wierze. Te swoiste ćwiczenia duchowe mają swój początek w wieku XVII, kiedy częsta Komunia św. nie była sprawą tak oczywistą, jak dziś. W 1674 roku święta siostra Małgorzata Maria Alacoque otrzymała objawienia od samego Pana Jezusa, w których przedstawione zostały obietnice dla czcicieli Jego Najświętszego Serca. Brzmią one następująco:
- Dam im wszystkie łaski potrzebne w ich stanie.
- Zgoda i pokój będą panowały w ich rodzinach.
- Będę ich pocieszał we wszystkich ich strapieniach.
- Będę ich bezpieczną ucieczką za życia, a szczególnie przy śmierci.
- Wyleję obfite błogosławieństwa na wszystkie ich przedsięwzięcia.
- Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło nieskończonego miłosierdzia.
- Dusze oziębłe staną się gorliwymi.
- Dusze gorliwe dojdą szybko do wysokiej doskonałości.
- Błogosławić będę domy, w których obraz mego Serca będzie umieszczony i czczony.
- Kapłanom dam moc kruszenia serc najzatwardzialszych.
- Imiona tych, co rozszerzać będą to nabożeństwo, będą zapisane w mym Sercu i na zawsze w Nim pozostaną.
- Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja udzieli tym wszystkim, którzy komunikować będą w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski mojej ani bez sakramentów i że Serce moje stanie się dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci.
Można powiedzieć (dość zuchwale), że dziewięć pierwszych piątków miesiąca jest swoistą polisą ubezpieczeniową. Sam fakt sumiennego ich odbywania nosi znamiona wiary w skuteczność obietnicy – a przecież wiarą jesteśmy zbawieni. Z drugiej strony przypomnieć trzeba, że Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna a zuchwałe grzeszenie w nadziei Miłosierdzia Bożego jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu (który to grzech nie może być odpuszczony). Trzeba więc znaleźć przysłowiowy „złoty środek” i nie pozwolić, by świadomość Chrystusowego „szaleństwa” Miłosierdzia pozbawiła nas światłego pojmowania zbawiennych natchnień i nie sprowadziła na nas postanowienia o zaniedbaniu pokuty aż do śmierci – „bo nie umrę bez spowiedzi”.
Trzeba nam uczestniczyć w biegu do zbawienia, w biegu do Miłosierdzia… ale nie w takim wykonaniu, jakiego doświadczyłem wczoraj.
Pamiętacie wpis sprzed niemalże roku, w którym dzieliłem się spostrzeżeniami z kolejki do spowiedzi świętej i Komunii? Przyszedł czas, by napisać kontynuację tej historii. Od razu zaznaczam, że nie jest to narzekanie, nie ma goryczy – bo Pan Jezus daje wszystkim sprawiedliwie. To manifest o uprzejmość i podstawowe zasady kultury, również w przestrzeni sakralnej.
Wystawienie Pana Jezusa, adoracja w ciszy. Wszyscy klęczą, wpatrując się w Zbawienie świata, niektórzy z szacunkiem stoją w kolejce do Miłosierdzia – do konfesjonału. Do kościoła wchodzi ona, starsza pani jakich pełno. Szybko orientuje się, która kolejka jest krótsza, a która ma większą „przepustowość”. Staje za mną. „Pan do spowiedzi?”. Kiwam twierdząco. „Aha.”
Mija czas, robię jeszcze jeden rachunek sumienia, żeby być pewnym. Za plecami słyszę: „śśśszzzśśś wszzz ććć ssss kśśś”. Myślę sobie: „Przecież nie zabronię nikomu modlitwy… dobrze, jakoś wytrzymam te bodźce”. Wtem słyszę, że dźwięki stają się głośniejsze… Kątem oka dostrzegam, że owa pani „obczaja” jak szybko opróżnia się kolejka. I znowu: „śśśszzzśśś wszzz ććć ssss kśśś”. Ostatnia osoba przede mną idzie w kierunku Miłosierdzia. Ja – nie chcąc być nadto obciążonym tajemnicą spowiedzi – stoję w niewielkim oddaleniu, przede mną jest ławka. Pani wyprzedza mnie i siada. Myślę: „Niech siada, pewnie zmęczona”. „Puk, puk, puk” – i zerwała się niczym rasowy sprinter. Chwila konsternacji, spoglądam ze zdziwieniem to na konfesjonał, to na podłogę…
Nie mówię, że nie wpuściłbym do kolejki. Jedno pytanie – i już by stała przede mną. Cwaniactwo wzięło górę. Drodzy, to nie jest tak, że „misięnależy”. Nie, nie należy się. Uprzejmość, kultura zobowiązuje. Jaki mamy teraz poziom, skoro „ta niewychowana młodzież” musi uczyć starszeństwo podstaw kultury?
Nie zapominajmy języka w ustach. W dobie wirtualizacji naszych poczynań, umiejętność mowy, zachowania się w zwykłych sytuacjach międzyludzkich jest szczególnie zagrożona. Jednocześnie, nie obrażajmy się na ludzi, na ich kombinatorstwo. Ono wyginie, jeśli zalejemy społeczeństwo morzem dobrego wychowania.
Z Bogiem!
P.S. A może, z racji dwukrotnie przywołanego „śśśszzzśśś wszzz ććć ssss kśśś”, napiszę coś na temat ciszy w czasie ciszy zarządzonej? Piszcie w komentarzach!