Dzisiejszy nowoczesny świat wciąż za czymś goni, wciąż nikt nie ma czasu usiąść, pomyśleć, zrobić coś dla siebie. Przez tę ciągłą gonitwę, wielu zapomina o ważnych dla siebie sprawach, jak choćby o tym, w co wierzy. Dziś liczą się rzeczy materialne.
A gdzie tradycja? Widać, że wielu o niej zapomina – a co za tym idzie – z czasem całkowicie ona zaniknie… Jeśli tradycja zginie, to należy się zastanowić, czy ostaną się zabobony? Wiara w takie „nie wiadomo co”?
Przesąd (zabobon) – bezpodstawna, uparcie żywiona i niewrażliwa na argumentację wiara w istnienie związku przyczynowo-skutkowego między danymi zdarzeniami. Wypływać ono może ze stereotypów zakorzenionych w tradycji i kulturze. Jest pozbawione racjonalnych podstaw i niemożliwe do weryfikacji.
Jak widać, definicja jasno podaje: „… wiara w istnienie związku przyczynowo-skutkowego między danymi zdarzeniami”. Jak to odnieść do życia codziennego? Przyjrzyjmy się takiej przykładowej sytuacji: Czarny kot przechodzi mi przez drogę. Co robię? Cofam się o trzy kroki, spluwam przez lewe ramię – nic mi się stać nie może. Ciekawe. Mnie jednak interesuje podejście osób, które uparcie wierzą w tego typu wymysły, a mimo to idzie im nie tak jak tego chcą. Czyżby coś zawodzi? No raczej! Chyba ich mózg. To, że raz na jakiś czas jedno zdarzenie połączy się z innym, nie oznacza jego zbawiennej lub też – odwrotnie – zgubnej mocy.
Zostawmy może zabobony. Co z naszą wiarą, w której zostaliśmy wychowani? Przez pewien czas jest wszystko w porządku, chodzimy do kościoła, modlimy się… i nagle coś pęka. Skąd nagle tylu „ateistów” w szkołach, skąd niechęć do lekcji religii czy jakichkolwiek rekolekcji? Odpowiedź jest raczej banalna. Pojawia się zbyt wiele pytań, na które nikt w porę nie odpowiada. Popatrzmy, jak wyglądają lekcje religii. Założę się, że w większości przypadków są to karykatury zajęć szkolnych. Gdzie tu przestrzeń do zaspokojenia własnej ciekawości? Zawodzą albo prowadzący, albo podstawa programowa. Niezależnie od tego, co poszło nie tak, pytania młodych ludzi pozostają bez odpowiedzi. Co pozostaje? Internet. Wiele osób sięga po literaturę, w której z góry jest założone, że to co mówi dana wiara nie jest prawdą, że to się nie stało itd. Wystarczy logicznie pomyśleć, skąd się wzięły np. inne wyznania chrześcijańskie. Ich założycielom nie pasowało coś w katolicyzmie, więc dostosowali wykładnię pod własne mniemania i tak powstały różne pisma, książki, publikacje… Ci zaś, którzy chcą znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania, trafiają w pierwszej kolejności właśnie na nie – czyli tam, gdzie nie trzeba…
Wiedza powinna towarzyszyć wierze. Wiara bez wiedzy – to taki zabobon… Natomiast wiedza, czerpana z niewłaściwych źródeł – potrafi wypaczyć wiarę, skierować na złe ścieżki nasz tok rozumowania, nieźle wszystko pokiełbasić… Dlatego zacznijmy może od małych rzeczy, np. od Katechizmu Kościoła Katolickiego. Potem ogarnijmy św. Tomasza z Akwinu, św. Augustyna… i mniej będzie zabobonu, a więcej ugruntowanej wiary.