Jezus powiedział do swoich uczniów: „Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”.
(Łk 21,25-28.34-36)
Pierwsza część liturgicznego Adwentu (do 17. grudnia) obejmuje tęsknotę za Panem, który wniebowstąpił; wyraża nadzieję na rychłe powtórne Jego przyjście. Wielu mogłoby nam zarzucić, że pragniemy końca wspaniałości tego świata, pragniemy zniszczenia wszystkiego, co stanowi o naszej tożsamości. To nie do końca tak. My, katolicy, tylko w Jezusie widzimy wspaniałość i nieskazitelność. W Nim jest nasza tożsamość.
Wszakże Pan jest Bogiem, Istotą Najwyższą, Jedynym Prawdziwym, posiadającym wszystkie doskonałości w stopniu nieskończonym, jednocześnie niesplamionym żadną wadą, tym bardziej – grzechem. Koniec znanego świata musi nastąpić, by majestat i chwała Boga wkroczyły na miejsce marności Jego stworzenia, którą mamy czelność nazywać niesamowitą.
My, chrześcijanie, oczekujemy klęski wszelkiego zła; strawienia go ogniem Bożej sprawiedliwości – by na zgliszczach zakwitła rzeczywistość niebiańska.
Kościół proponuje nam dziś pochylenie nad mową apokaliptyczną Jezusa – zapowiada On paruzję, której prodromy będą obejmować widzialne dla wszystkich nietypowe zjawiska na ciałach niebieskich i ludzką bezradność wobec potęgi naturalnych, ziemskich żywiołów. Pan przypomina nam, że wstrząs mocy na niebie to poprzednik nieskończonego, Bożego królowania – mamy podnieść głowę i wyczekiwać zbliżającej się radości, lekkiego powiewu, który nadejdzie po kataklizmach. Powiewu, którego doświadczył dawno temu prorok Eliasz. Pan nie przychodzi w zniszczeniu – On delikatnie powiewa Swym Duchem.
Podnieśmy głowy, wolne od win; oczekujmy Tego, który niechybnie przyjdzie. Oczyśćmy się z grzechu w sakramencie pokuty, by nie okazało się, że w dniu Pana znajdziemy się w diabelskim potrzasku: bez wyjścia, bez nadziei.
Marana Tha!