
Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18, 9-14)
Nie jest sztuką porównywanie własnych osiągnięć do cudzych ułomności. Stoimy wówczas na pozycji mocy, utwierdzamy siebie w słuszności każdego naszego posunięcia, spoglądając przez optykę zamazanego, więcej – krzywego zwierciadła. Sylwetka nasza wygląda w nim kusząco pięknie, dusza – krystalicznie nienaganną nam się jawi. A Bóg? Bóg służy tylko jako przyprawa, w której nasza „doskonałość” musi się obtoczyć, aby zakryć przed sobą obrzydliwości. Ta „doskonałość” to… pycha. Pycha usprawiedliwia tylko subiektywnie – gorsząc obiektywnie.
Bo cóż, jeśli nie pycha, powoduje, że inni patrzą na skrzywiony obraz Boga i Wiary? Zakłamanie, dewocja na pokaz, świętokradcze przyjmowanie Ciała i Krwi Chrystusa na mszach tylko po to, by potem te same usta – już w kruchcie – obgadywały innych uczestników liturgii… To wszystko powoduje, że Bóg nie jest kochany, wręcz przeciwnie, wzgadza się Nim.
Idąc za świętym Pawłem – jeśli Chrystus jest Głową Ciała, tj. Kościoła, my zaś członkami – to choroba jednego z członków, psuje całe Ciało! I choć Chrystus jest nieskalany, to nasze antyświadectwo może w innych utworzyć złudzenie swoistej symetrii zepsucia: skoro my, rzekomi uczniowie Pana – zepsuci jesteśmy, to o ileż bardziej jest nim Ten, Kogo wyznajemy? (por. 1 Kor 12)
Przyjmijmy zatem inną optykę, tę, która cechuje celnika. Nieważne, co robię dobrego – zadam sobie pytanie: w czym jeszcze niedomagam? Gdzie muszę dać przestrzeń Bogu do przemiany tego, co ułomne?
Jezu, cichy i pokorny, uczyń serce me według Serca Twego!